Katyń

 

 

Katyń 

 
Dostałem w łeb kulkę
 
Ta spadła jak meteor 
Na słów planetę – czaszkę 
Leciała chwili eon 
Przebiła czoła blaszkę
 
I nagła krew wybiła 
Godzinę wystrzału 
Gdy kula we mnie żyła
Gdy gasła pomału
 
Cisza ostra jak miecze
Przebiła kwiecień drzew 
Zanim pocisku pieczęć 
Wyryła krwawy szew
 
W ciszy szedłem na ubój 
Nierytualny, tłumny 
W ciszy, a jak w dniu ślubu 
Ja uroczysty, dumny 
 
Zwinięte mam ciało 
Na złamanym maszcie 
Raz jeden zadrżało 
Raz jeden – pod płaszczem 
 
Nim na twarz upadłem 
W grobowcu bez twarzy 
Nim dłoni imadłem 
Chwycił mnie towarzysz
 
Widziałem ja człowieka 
Człowieka a maszynę 
Nie zadrży jej powieka 
Nie spyta o przyczynę 
 
Nie zadrży, ja zadrżałem 
Ten jeden raz, wybaczcie 
Już potem dzielnie stałem 
Czekałem, kiedy zacznie
 
Ruszyła śmierć na taśmie 
Kratery z tyłu głów 
Na skrzepów wyżyn paśmie 
Wyryty krwawy rów 
 
Dostałem w łeb kulkę 
Od maszyny z tkanek 
Konstruktor jej za biurkiem 
Politruk jest jej panem
 
Luiza Wilczyńska