Ks. Zdzisław Jastrzębiec — Peszkowski — rys biograficzny.
DZIECIŃSTWO
Zdzisław Peszkowski urodził się 23 sierpnia 1918 r. w Sanoku. Pochodził z rodziny szlacheckiej Peszkowskich herbu Jastrzębiec.[1] W tym podkarpackim Sanoku — mieście o bogatej kilkusetletniej tradycji spędził całe dzieciństwo i młodość. Ojciec bohatera Zygmunt Peszkowski prowadził w Sanoku przy ul. Jagiellońskiej 10 niewielką cukiernię, której wspomnienie zachowało się do dnia dzisiejszego w zbiorowej pamięci mieszkańców tego historycznego miasta. Matkę małego Zdzisia, Marię z Kudelskich herbu Ślepowron, charakteryzowała żarliwa religijność, która pomagała zmagać się z towarzyszącymi jej przez całe życie kłopotami zdrowotnymi. Miał dwóch młodszych braci: Wiesława — w przyszłości żołnierza i emigranta i Bolesława — po ojcu cukiernika. Rodzice, bracia, a także gorąco przez niego kochani dalsi krewni stanowili trwałe oparcie dla Zdzisia Peszkowskiego. Po środowisku rodzinnym szło otoczenie lokalne, bez groźby omyłki, stwierdzić należy, iż dużo żywsze, barwniejsze i twórcze niż w latach, które miały nadejść dla miasta po wojnie. W mieście stacjonował 2 Pułk Strzelców Podhalańskich, ze wspaniałą kadrą oficerską. Działały liczne organizacje polskie, z Towarzystwem Gimnastycznym „Sokół”, Czytelnią Mieszczańską, Cechem Rzemiosł oraz Kasynami Urzędniczym i Wojskowym, wokół których skupiona była sanocka inteligencja: służąca w wojsku, pracująca w urzędach, sądzie, zakładach naukowych i placówkach oświatowych oraz uprawiająca wolne zawody, do których zaliczyć można również — przy dowolności jedynie formalnej, a w pełnej zgodzie z kluczowym tu faktorem formacji umysłowej — rzemieślników, takich jak ojciec bohatera. W istocie szerokim kręgiem społecznym w którym uformował się Zdzisław Peszkowski — wychowany w kultywującej szlacheckie tradycje de facto mieszczańskiej rodzinie — była inteligencja II Rzeczypospolitej, geograficznie małomiasteczkowa, ale charakteryzująca się wielkim patriotyzmem.
Sandrodz
Fundamentalną w wymiarze religijnym i ważną w kontekście społecznym rolę w życiu Sanoka odgrywała miejscowa parafia, której proboszczem do 1933 r. był ks. Prałat Franciszek Salezy Matwijkiewicz, nazywany w żartach przez niesfornych ministrantów „Pomidorem”, który w dnie powszednie przychodził do cukierni Peszkowskich na ciastko z kremem. Wśród ministrantów służących do mszy w Farze Sanockiej był Zdzisio Peszkowski. Szczególnym przeżyciem, odciskającym ślad w życiu bohatera, stanowiło przystąpienie do Sodalicji Mariańskiej. Przyrzeczenie wstępne do Sodalicji złożył przed otoczonym wielką czcią obrazie Matki Bożej, umiejscowionym w bocznym ołtarzu parafialnego kościoła farnego.[2]
SZKOŁA
W rodzinnym Sanoku Zdzisław Peszkowski uczęszczał do szkoły podstawowej oraz Gimnazjum im. Królowej Zofii, które ukończył zdaniem egzaminów maturalnych w 1938 r. Swoich nauczycieli, jak np. profesora łaciny Franciszka Wanica oraz charyzmatycznego katechetę księdza Pawła Rabczaka, pamiętał doskonale do końca życia.[3] Uczniem był żywym, wobec rozlicznych pasji pobocznych, nie zawsze skupionym na nauce, kolegów miał wielu, pełnił nawet w gimnazjum funkcję wójta klasy. Wśród szkolnych kolegów miał również wielu Żydów, których po latach z ciepłem i humorem wspominał. Z niektórymi kolegami z ławy szkolnej, los zetknął go ponownie podczas zawieruchy wojennej, jak np. z Leopoldem Żołnierczykiem, czyli Poldkiem, z którym spotkał się w 1942 r. w Armii Polskiej w Iranie, a który poległ w 1944 r. pod Monte Cassino.
Rodzina i środowisko lokalne odegrało w życiu Zdzisława Peszkowskiego ważną, pozytywną rolę, dając mu jasny drogowskaz na całe życie, gdy „z grodu nad krętym Sanemruszył w szeroki świat”, którą to frazą zatytułował swoje mało znane wspomnienia z lat dziecinnych i młodzieńczych. W pamiętniku napisanym już w trzecim tysiącleciu, po wojnie światowej, potopie totalitaryzmu, rewolucjach kulturowych i technologicznych stwierdził: „Nici pamięci o Sanoku nie zerwałem nigdy. Ona mnie wiąże z miastem rodzinnym niczym wiązka promieni załogę rakiety kosmicznej z bazą na Ziemi.”[4] Była to zawsze pamięć o krainie młodości, jako oazie dobra i niewzruszonych wartości, skrzącej się historiami dziecięcych figli i młodzieńczych wybryków, ale zawsze pełnej miłości ludzi i Boga. Dziś w epoce prawdziwie, bądź wydumanie traumatycznych dzieciństw i kryzysu rodziny warto to podkreślić. Patrząc na tę historię „lat szczenięcych”, spędzonych w małym miasteczku we wschodniej Małopolsce, przed oczyma nieodparcie staje nam historia innej, na pewno trudniejszej, ale określonej przez te same wartości, młodości, spędzonej w małym miasteczku w zachodniej Małopolsce — w Wadowicach, z ich zakładem cukierniczym, w którym Karol Wojtyła kupował kremówki. Drogi kapłana i przyszłego Ojca Świętego przecięły się wiele lat później, gdy ks. Zdzisław Peszkowski osobiście poznał Karola Wojtyłę.
HARCERSTWO
W okresie nauki Zdziś Peszkowski zaangażował się w pracę w Związku Harcerstwa Polskiego, był między innymi drużynowym 2 Drużyny Harcerzy w Sanoku i organizatorem ruchu zuchowego. Swoją przynależność do ZHP zawsze podkreślał, nosząc jako żołnierz i kapłan krzyż harcerski, a także wykorzystując młodzieńcze doświadczenia instruktora ZHP w późniejszej pracy z młodzieżą w okresie wojny i w czasie pobytu na emigracji. Po latach wspominał: „Dzięki harcerstwu przewędrowałem szlaki z Sanoka po Pieniny i Tatry, a dalej przez Babią Górę, Bielsko do Baraniej Góry — źródeł Wisły. Dzięki harcerstwu zobaczyłem Warszawę, a także królewski Kraków i to w momencie uroczystości pogrzebowych Marszałka Józefa Piłsudskiego. Cóż to była za uroczystość, jaka żałoba, żal, smutek tłumów skupionych wokół Wawelu. Dzwonił dostojny „Zygmunt”. Trumna na lawecie armatniej — Wódz Narodu, Wyzwoliciel Polski nie żyje. Twórca legendy „legionowej” martwy. Nie koronowany lecz spocznie obok koronowanych królów na Wawelu, obok Piastów, Jagiellonów. Wtedy to Kraków wydał mi się znów prawdziwie królewskim miastem — stolicą Rzeczypospolitej Obojga Narodów, przedmurza kościoła rzymskiego przed zalewem >>półksiężyca<<, przed zaborczością >>trzech czarnych orłów<<”.[5]
Opisując zaś wydarzenia mające miejsce po odbytym w Spale w dniach 11 – 25 lipca 1935 r. Zlocie ZHP, w którym uczestniczył jako zastępowy zastępu „Czajek”, barwnie wspominał: „(…) pojechałem po prostu „na gapę” harcerskim pociągiem, tak daleko, jak tylko się dało i dotarłem aż do Wilna. Tam 15 sierpnia roku modliłem się przed Matką Boska Ostrobramską u stóp jej Ołtarza. Nie pamiętam, co Jej mówiłem, o co prosiłem. Pamiętam, tylko, że byłem u Niej. >> O Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie<< — byłem u stóp Twoich.” [6]
Oba wspomnienia, nawet uwzględniając możliwości rzutowania wstecz późniejszych przeżyć i zmylenia szczegółów, bez wątpienia doskonale ilustrują formację duchową: obywatelską i religijną, jaką otrzymał, przyjął i z jaką wyruszył w dalsze burzliwe życie po maturze w 1938 r. członek Związku Harcerstwa Polskiego i Sodalicji Mariańskiej z Sanoka. Zawierała się ona w motcie: Bóg i Ojczyzna.
PODCHORĄŻÓWKA i WOJNA OBRONNA POLSKI W 1939 ROKU
We wrześniu 1938 r. Zdzisław Peszkowski rozpoczął blisko roczną służbę w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. W kampanii wrześniowej 1939 r. służył w 20 Pułku Ułanów im. Króla Jana III Sobieskiego. Po agresji ZSRR na Polskę 17 września, pułk znalazł się w strefie działań Armii Czerwonej i w większości dostał się do sowieckiej niewoli. Szwadron w którym służył Peszkowski został otoczony 20 września i na rozkaz dowódcy złożył broń. Peszkowski, nie chcąc uciekać, na polecenie dowódcy zdjął insygnia podchorążego i wmieszał się w grupę szeregowych ułanów, ale podczas selekcji jeńców na placu apelowym został rozpoznany i dołączony do grupy oficerskiej.[7] Sytuacja taka nie była niczym nadzwyczajnym w rewolucyjnej praktyce, gdzie wroga rozpoznawano po dłoniach, gestach, okularach czy węźle krawata. Jeńców zgromadzono w pałacu w Pomorzanach — starej siedzibie Sobieskich, w której lubił zatrzymywać się Jan III z rodziną, o czym popularne biogramy nie wspominają, podając za to bałamutne informacje. Następnie jeńców przepędzono w rejon Wołoczysk po sowieckiej stronie świeżo pogwałconej granicy i osadzono w obozie przejściowym „na otwartym polu otoczonym tylko drutami”, aby na przełomie października i listopada 1939 r. przewieźć ich do Kozielska.[8] Wśród osadzonych w Obozie Specjalnym NKWD dla polskich jeńców wojennych w Kozielsku był młody podchorąży Peszkowski.
„Jakże dokładnie pamiętam tamte wrześniowe dni — napisał po latach. W myślach wciąż jawi się początek wojny i potop najeźdźców zalewający Ojczyznę od zachodu i wschodu. Straszne dni zamętu i walki. Nasza kawaleria otoczona przez watahy Armii Czerwonej. Jesteśmy bez szans, ale nie mogę pogodzić się z myślą, że mogą mnie wziąć do niewoli. Mam przecież dopiero 21 lat… Z resztkami naszego pułku wpadam jednak w sowieckie szpony. Co będzie dalej? Czy to już koniec…?
KOZIELSK
23 września 1939 roku. Pędzą nas pieszo w okrutną drogę na wschód. Dziesiątki kilometrów w kompletnym załamaniu. 1 listopada, bydlęcymi wagonami trafiamy do Kozielska. W zabudowania dawnego, zdemolowanego monasteru, wciska NKWD ponad 5 tysięcy polskich oficerów i podchorążych. Obóz naszej rozpaczy i nadziei.”[9]
Do początku wiosny 1940 r. Zdzisław Peszkowski pozostawał uwięziony w Kozielsku w zamienionych w obóz internowania dla „wojennopliennych” zabudowaniach po prawosławnym klasztorze, zmuszony wraz z kilkoma tysiącami kolegów przetrwać izolację, niepewność i szykany sowieckiego aparatu represji. W kwietniu 1940 roku NKWD rozpoczęło wywozić jeńców z Kozielska. Nikt z Polaków jeszcze wówczas nie wiedział, że oficerowie wywożeni są w rejon Katynia i tam mordowani. Ostatni transport 250 więźniów z Kozielska z dnia 12 maja 1940 r. nie trafił do Katynia lecz do obozu w Pawliszew – Borze, a następnie do Griazowca. W grupie ocalonych, wśród licznych podchorążych, których NKWD traktowało nieco inaczej niż oficerów, był Zdzisław Peszkowski. Pełne przyczyny znalezienia się Zdzisława Peszkowskiego w grupie jeńców wojennych, którzy uniknęli wymordowania na mocy decyzji katyńskiej, nie są w świetle znanych dziś źródeł możliwe do ustalenia.
W ARMII ANDERSA
W obozie jenieckim w Griazowcu podchorąży Peszkowski doczekał wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej, a gdy po zawarciu porozumienia Sikorski – Majski 30 lipca 1941 r. zaczęto tworzyć Armię Polską w ZSRR, znalazł się w jej szeregach. Dni wyzwolenia i powrotu do czynnej służby zrelacjonował z ekspresją:
„14 sierpnia radio podało wiadomość o zawarciu wojskowej umowy polsko – sowieckiej i o formowaniu Armii Polskiej w Rosji pod dowództwem gen. Władysława Andersa. […] 20 sierpnia roku dwaj Generałowie w obozie — Przeździecki i Wołkowicki – odjechali do Moskwy, owacyjnie żegnani przez nas wszystkich. […] Na drugi dzień, 21 sierpnia, odbyła się ceremonia dawno, dawno oczekiwana. Komendant obozu zarządził zbiórkę wszystkich kompanii i odczytał Dekret Komisarzy Ludowych o „amnestii jeńców polskich”. Po ceremonii zostało zarządzone zlikwidowanie wart sowieckich. […] Dzień rzeczywistej oficjalnej wolności to 25 sierpnia 1941 roku. […] Jeszcze tego samego dnia o godzinie czwartej po południu przyleciał z Moskwy oczekiwany generał Anders. Stanął w naszym obozie. […] Znów zbiórka na tej samej łączce w czworoboku. Nikt z nas nie zapomni tego widoku. Wysoki, blady, wsparty na grubej lasce szedł generał Anders ze świtą polsko – sowiecką. Złożenie raportu, następnie generał obchodzi nasze szeregi, salutując wśród zupełnej ciszy. […] Padają słowa pozdrowienia. Wita nas w imieniu naczelnego wodza, generała Sikorskiego i oświadcza, że rozpoczyna organizowanie Armii Polskiej w ZSRR. Mówi nam, że jesteśmy zalążkiem tej armii. W sercu każdego z nas natychmiast pytanie, a gdzie reszta? Generał Anders wznosi okrzyk: Niech żyje Polska! A następnie nasi sprzymierzeńcy: Anglia i ZSRR. Śpiewamy Boże coś Polskę. Kończy się oficjalne spotkanie. Otaczamy kręgiem naszych generałów. Powitania, wspomnienia, uściski. […] Teraz dopiero naprawdę czuliśmy się wolni. […] pozostało nam tylko i wyłącznie niecierpliwe oczekiwanie na wyjazd z obozu, żeby stracić z oczu te druty kolczaste. Rozpoczęła się rejestracja do wojska. W pokojach, w których nas przedtem w dzień i w nocy wiele razy przesłuchiwało NKWD, teraz nasi oficerowie rozpoczęli urzędowanie i rejestrację do Armii Polskiej.”[10]
9 września 1941 r., po ciężkiej podróży przez Rosję, Zdzisław Peszkowski dotarł do Tockoje w sowieckiej Azji Środkowej, gdzie w dywizji generała Michała Karaszewicza — Tokarzewskiego otrzymał przydział do odtwarzanego 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Zgodnie z rozkazem zaangażował się w pracę kulturalno — oświatową służącą odtworzeniu ułańskich tradycji pułkowych, a także działalność kręgu starszoharcerskiego „Podkówka”.[11]
W 1942 r. sformowany, ale nadal słabo uzbrojony i nie wystarczająco przeszkolony oddział Peszkowskiego został relokowany do Kazachstanu, a następnie przerzucony do Krasnowodzka, skąd, na mocy prowadzonych wysoko nad głowami żołnierzy negocjacji, drogą przez Morze Kaspijskie, opuścił „nieludzką ziemię”. Jeszcze przed wypłynięciem w Wielką Środę 1942 r. w morze, miał miejsce ciekawy epizod, opisany przez samego księdza Peszkowskiego: „Tu jeszcze jedno niezapomniane spotkanie z pułkownikiem Zygmuntem Berlingiem, który był wtedy dowódcą garnizonu, odpowiedzialnym za port i za nasz transport. Z pułkownikiem Berlingiem byłem na swój sposób blisko w obozie w Griazowcu. Przez jakiś czas uczył mnie angielskiego. Był człowiekiem o dużej kulturze. […] Pamiętam, że jeszcze w Griazowcu pewnego dnia zamiast na lekcję Berling wziął mnie na bok i pod słowem honoru, że nie powiem nikomu, oznajmił mi, ze jutro opuszcza obóz i udaje się do Moskwy. […] Kiedyś, kiedy będą moja sprawę załatwiali historycznie, pamiętaj, że nie byłem świnią. Ja też jak ty kocham Polskę […] I tego pułkownika Berlinga pierwszy raz po tamtej trudnej rozmowie spotkałem jako dowódcę bazy, który nas ekspediował na wolność, a sam zostawał. Zawołał mnie do swojej kwatery naładował kieszenie czerwieńcami i powiedział, żeby nie brać rubli, bo to śmiecie, a czerwieńce przydadzą się, i dodał: >>Jak pomagałeś kolegom w Griazowcu, tak niech te pieniądze przydadzą ci się na początek w Persji.<< Powiedział jeszcze: >>Bóg z tobą. Pamiętaj, co ci powiedziałem w niewoli<<.”[12]
Po ewakuacji w 1942 r. wraz z wojskiem i tysiącami cywili z ZSSR do Persji (Iranu), ułan Zdzisław Peszkowski stał się żołnierzem Armii Polskiej na Wschodzie, znanej następnie jako II Korpus Polski. Z armią generała Andersa przeszedł szlakiem przez Środkowy i Bliski Wschód. Na pancerniaka szkolił się w Iraku, Palestynie, Egipcie. Awansowany do stopnia porucznika a następnie rotmistrza dowodził kompanią w 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, jednostką już w pełni zmechanizowaną. W kampanii włoskiej nie wziął udziału. W 1943 r., czyli przed przerzuceniem II Korpusu na Półwysep Apeniński, rozkazem dowództwa został skierowany do pracy z młodzieżą. Swoje doświadczenie harcerskie wykorzystał organizując kształcenie i wychowanie młodzieży polskiej, którą razem z wojskiem udało się wyprowadzić z nieludzkiej ziemi. Jako harcmistrz ZHP organizował dla niej szkoły, drużyny i hufce harcerskie. Działał najpierw w Iranie (Teheran) i Palestynie, a następnie w Indiach (Karaczi, obóz koła Goa).[13] W prowadzonej aż do 1947 r. pracy sprawdził się jak mało kto, o czym świadczyło wielkie, trwające całe życie, przywiązanie jakim darzyli go jego liczni wychowankowie.
KAPŁAŃSTWO
Po zakończeniu II wojny światowej Zdzisław Peszkowski został zdemobilizowany. W 1947 r., podczas pożegnań z grupami powracającej do Kraju młodzieży, prosił wychowanków o zachowanie wierności harcerskim ideałom w najtrudniejszych nawet okolicznościach. Sam, jak tysiące zagrożonych represjami żołnierzy weteranów PSZ na Zachodzie, pozostał na emigracji, korzystając z możliwości wyjazdu do Anglii. Studiował w Oksfordzie; z pomocą biskupa polowego WP Józefa Gawliny zapisał się na Papieski Uniwersytet Gregoriański w Rzymie, gdzie jednak studiów nie kontynuował. W 1950 r. wstąpił do Polskiego Seminarium Duchownego im. Św. Cyryla i Metodego w Orchard Lake związanego z Uniwersytetem Winsconsin w Detroit w stanie Michigan, gdzie uzyskał stopień magistra teologii.[14]
5 czerwca 1954 roku, w 36 roku życia, przyjął święcenia kapłańskie w katedrze w Detroit z rąk ks. kardynała Edwarda Mooney’a i rozpoczął pracę naukowo – dydaktyczną w fakultecie Polonijnych Zakładów Naukowych w Orchard Lake.
Lata następujące po przyjęciu kapłaństwa to dla ks. Zdzisława Peszkowskiego czas poświęcenia się pracy naukowej, pisarskiej, harcerskiej a także duszpasterskiej. Studia kontynuował na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie w Londynie, gdzie w 1957 r. złożył pracę magisterską poświęconą pobytowi i recepcji Henryka Sienkiewicza w Ameryce[15], oraz na uniwersytetach w USA, uzyskując stopień naukowy doktora filozofii; był wykładowcą teologii pastoralnej i literatury języka polskiego w Seminarium im. św. Cyryla i Metodego, mieszkał w St. Mary’s College. Przez cały okres pobytu na emigracji uczestniczył czynnie w życiu polonijnym. W millennijnym roku 1966 sprawował funkcję prezesa Polish – American Historical Association, wziął udział w licznych zjazdach i uroczystościach patriotycznych. Przez wiele lat przekazywał pomoc od amerykańskiej Polonii dla Kościoła w komunistycznej Polsce, m. in. kontaktując się osobiście z Kardynałem Stefanem Wyszyńskim.[16]
WOBEC DZIAŁAŃ KOMUNISTYCZNEJ BEZPIEKI
Od końca 1954 r. do wiosny 1956 r. ksiądz Zdzisław Peszkowski był ofiarą wymierzonych przeciwko niemu tajnych działań komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, prowadzonych przez Wydział IV Departamentu III, zmieniającego nazwy, ale nie metody stalinowskiego ministerium opresji: MBP — KdsBP — MSW.[17] Departament III odpowiadał w tym okresie za ogół działań skierowanych przeciwko podziemiu antykomunistycznemu oraz szeroko rozumianą kontrolę życia społeczno – politycznego, w tym młodzieży, nie podlegały mu natomiast sprawy Kościoła.[18] W działania przeciwko weteranowi II Korpusu zaangażowani byli funkcjonariusze szczebla centralnego, wojewódzkiego oraz powiatowego, m. in. w Sanoku.[19] Należy zwrócić uwagę, że młody ksiądz znalazł się w zainteresowaniu bezpieki w pierwszym rzędzie jako „były komendant polskiego harcerstwa w Indiach”, a dopiero w drugim, jako katolicki duchowny.[20] Wniosek taki wypływa zarówno z analizy kompetencji zaangażowanych przeciwko niemu struktur aparatu bezpieczeństwa, jak i dokumentów wytworzonych przez ten aparat, w których „figurant” prezentowany był głównie przez pryzmat harcerskiej przeszłości. Terminem „figurant” tajna policja polityczna PRL określała osoby przez siebie rozpracowywane. W tym przypadku Zdzisława Peszkowskiego. Wymierzona w kapłana aktywność mieściła się w zakresie typowych działań ubecji, za dość specyficzne dla tego konkretnego przypadku można uznać długotrwałe trudności z dotarciem do przebywającego na emigracji księdza, związane m. in. z niemożnością ustalenia jego faktycznego miejsca stałego zamieszkania w USA i odwiedzanych przez niego miejsc. Namierzenie księdza umożliwiłoby organizowanie przeciwko niemu działań inwigilacyjnych, prowokacyjnych lub innych za oceanem. Przedłużające się trudności z odnalezieniem „figuranta” spowodowane były m. in. niepowodzeniem misternie przygotowanej prowokacji. Gra operacyjna, wybrana spośród dwóch wariantów, polegała na wysłaniu agenta do mieszkającej w Sanoku matki Zdzisława Peszkowskiego. Prowokator, podając się za osobę potrzebującą ratującego życie leku (za który jak podkreślał sam zapłaci), miał wydobyć od matki adres syna. Mający szansę powodzenia podstęp — Maria Peszkowska pozostawała w kontakcie z synem, nie przyniósł zamierzonego skutku, gdyż kobieta nie dała się podejść i odmówiła agentowi przekazania kontaktu, godząc się jedynie na osobiste wybadanie perspektyw załatwienia prośby.[21] Kolejną prowokację przygotowano wobec innej bliskiej księdzu osoby — jego brata Bolesława, którego agent poprosił o pomoc w odszukaniu, rodziny za oceanem, za pośrednictwem brata Zdzisława, którego adresu nie udało się jednak i tym razem bezpiece zdobyć.[22] Prowokacje, bazujące na wiedzy służb specjalnych o pomocy udzielanej przez księdza Peszkowskiego rodakom w Kraju i jego skłonności do pomocy wszystkim potrzebującym, przy tym wciągające w swój wir najbliższe mu osoby, aż nadto wystarczą jako ilustracja perfidii działań komunistycznej bezpieki przeciwko księdzu Peszkowskiemu. Działań tych było więcej, ich szczegóły, jak bezwzględne indagowanie brata Bolesława, poświadczają, na hańbę systemu komunistycznego, przechowane dziś w Archiwum IPN dokumenty. Rezygnując z relacjonowania wszystkich epizodów ubeckiej gry przeciwko księdzu, należy zaznaczyć, że aktywność bezpieki w sprawie Zdzisława Peszkowskiego obejmowała przede wszystkim kontrolę jego korespondencji i inwigilację osób prowadzących tę korespondencję. Doprowadziło to do ustalenia kilkunastoosobowej listy korespondentów księdza, w większości działaczy katolickich, wśród których był m. in. Jan Dobraczyński oraz prób wymuszania na nich informacji na temat znajomego, przyjaciela czy wychowawcy, jak w wypadku pisarza Jerzego Krzysztonia.[23] Małym Jurkiem porucznik Peszkowski opiekował się w czasie wojenne tułaczki, zaś Krzysztoń po powrocie do Polski Ludowej sportretował go — kamuflując personalia — w książce pt. „Wielbłąd w Stepie”.
W kwietniu 1956 r., w zmieniającej się sytuacji politycznej, funkcjonariusze Departamentu III KdsBP, postanowili zamknąć sprawę Zdzisława Peszkowskiego, motywując to nie dopatrzeniem się w jego działalności prób organizowania młodzieżowego ruchu antykomunistycznego.[24] Związane z rozpracowaniem księdza materiały z lat 50. trafiły w archiwum do teczki z materiałami operacyjnymi dotyczącymi także Jerzego Krzysztonia i zostały na potrzeby tzw. skorowidza zagadnieniowego opisane prze funkcjonariusza SB, jako dotyczące: reakcyjnego kleru, działacza harcerskiego na emigracji, kontaktów literatów z „PAX-u”, Jerzego Krzysztonia, Haliny Krzysztoń oraz Zdzisława Peszkowskiego.[25] W załączonej do akt notatce z 1979 r. Naczelnik Wydziału II Biura „C” informował Naczelnika Wydziału III Biura Paszportów MSW, „że [Peszkowski] w 1950 r. wyjechał do USA, gdzie wstąpił do seminarium duchownego, zdobywając święcenia kapłańskie, w latach 50 utrzymywał ożywiony kontakt korespondencyjny z działaczami PAX”, a innych, czyli tyczących okresu późniejszego, danych nie posiada, co może potwierdzać, iż rozpracowania w zapoczątkowanej w 1954 r. formie, po 1956 r. nie kontynuowano.[26] Dalsze zainteresowanie peerelowskich służb specjalnych księdzem miało nieco inne — związane z jego przyjazdami do Polski — podłoże i skoncentrowane było na problemach wizowych, ale były żołnierz II Korpusu niezmiennie pozostawał dla SB wrogiem komunizmu.
PO 1956 ROKU
Ojczyznę po wojennej epopei i latach wychodźstwa ksiądz Zdzisław Peszkowski zobaczył dopiero po Październiku 1956 r. Wówczas po blisko dwudziestu latach od rozstania spotykał się z matką i jako gość zza oceanu odprawił mszę prymicyjną w rodzinnym Sanoku.[27] Kontekst pierwszych wizyt w Kraju był związany ze względną „popaździernikową odwilżą”, a przyjazdy ułatwiało mu występowanie o wizę jako „ksiądz — profesor”, co ambarasowało władzę. W 1959 r. Zdzisława Peszkowski otrzymał obywatelstwo USA, co zmusiło władze do ostrożności w postępowaniu z nim. Można stwierdzić, że od tej chwili za księdzem stały jedyne na świecie struktury, które komuniści traktowali poważnie i z którymi prowadzili grę, zakładającą ich zwalczanie, ale i ustępstwa: Stany Zjednoczone Ameryki i Kościół Rzymsko — Katolicki.
W okresie istnienia PRL Zdzisław Peszkowski przyjeżdżał jeszcze wielokrotnie do Kraju, jako przewodnik wycieczek polonijnej młodzieży i w celu odwiedzenia rodziny. Szczególną uwagę władz wzbudzały organizowane przez księdza — po 1956 roku przez ćwierćwiecze — objazdowe pielgrzymki z Orchard Lake do Polski, w trakcie których zwiedzano m. in. Kraków, Warszawę, Gdańsk czy Zakopane. Patriotyczny charakter tych wypraw — a ksiądz korzystając z pobytów w Europie organizował również wyjazdy na Monte Cassino — niepokoił aparat bezpieczeństwa, który roztaczał nadzór na pielgrzymami i księdzem, kontrolując go jawnie na milicji w miejscu pobytu i w sposób skryty inwigilując. Unikanie w trakcie pielgrzymek publicznych ataków na PRL chroniło tę ważną polsko — amerykańską „instytucję”, w jaką przekształciła się inicjatywa księdza. Pomocny mógł być tu również fakt relatywnie umiarkowanego, na tle Polonii Amerykańskiej, stosunku przynajmniej części środowiska Orchard Lake do rzeczywistości Polski Ludowej. Niepokorny z punktu widzenia władzy, czyli po prostu wierny prawdzie harcerz i kapłan, nie krył jednak w prywatnych rozmowach swojego negatywnego stosunku do komunizmu, co odnotowywali podsłuchujący go agenci, opisując np. nieprawomyślne opinie wypowiedziane przez niego podczas wizyty w kraju… na cmentarzu.[28] Dawało to władzom asumpt do zastosowania represji, czyli — w tym wypadku przede wszystkim — odmów wizowych. W 1968 r. MSW postanowiło zablokować przyjazdy księdza do Polski, ale — bardzo zdecydowanie zasygnalizowana przez Wydział Konsularny MSZ i konsulat PRL w Chicago — obawa o kompromitację władz niedojściem popularnej wśród amerykańskiej Polonii pielgrzymki do skutku, wzięła górę i wizy dalej niewygodnemu duchownemu wydawano.[29] W 1970 r. Zdzisław Peszkowski przyjechał do Kraju na pogrzeb matki, jak stwierdził: porażony wiadomością o jej śmierci, wsiadł w samolot nie wziąwszy nawet wizy w ambasadzie, odpowiedni dokument na podstawie telegramu z wiadomością o śmierci, zgodnie z ogólnie obowiązującą procedurą, otrzymał na warszawskim lotnisku Okęcie, czym był — nie wiedząc, czego się spodziewać po tylokrotnie szykanujących go władzach — mile zdziwiony.[30]
Przez cały okres PRL wnioski wizowe księdza traktowano podejrzliwie, korespondując na jego temat wewnątrz MSW, jak w 1966 r., gdy Departament I MSW, czyli cywilny wywiad PRL, zapytany w związku z obchodami Millenium przez Naczelnika Wydziału III Zarzadu Kontroli Ruchu Granicznego MSW, stwierdził, iż Zdzisław Peszkowski nie figuruje w jego kartotece.[31] Departament I powtarzał tę informację jeszcze kilkukrotnie, ostatni raz w 1978 r.[32] Starania księdza o możliwość przyjazdu do własnego kraju i zabiegi władz wokół nich, skrzętnie odnotowywano w aktach paszportowych cudzoziemca, stanowiących dziś dowód miałkości systemu, który jednak w ostatecznym rozrachunku nie przeszkodził księdzu w wypełnieniu misji patriotycznego wychowania młodzieży.
PRAŁAT DOMOWY JEGO ŚWIĘTOBLIWOŚCI
We wspomnianym, trudnym za sprawą śmierci matki, roku 1970, ksiądz Zdzisław Peszkowski otrzymał godność prałata domowego Jego Świątobliwości.
Ksiądz Prałat Zdzisław Peszkowski w swojej aktywności pastoralnej szczególną uwagę poświęcał zagadnieniom ekumenicznym. Był rzecznikiem i organizatorem dialogu ekumenicznego, zwłaszcza pomiędzy katolicyzmem a prawosławiem. Konsekwentnie głosił pojednanie, co nigdy nie oznaczało wyrzeczenia się czy relatywizacji wyznawanych wartości i głoszonych poglądów.
Korzeni postawy, łączącej wolę życia w zgodzie z innymi od siebie i ciekawość świata, z pryncypialnym staniem przy chrześcijańskich wartościach i przywiązaniem do narodowej tradycji, dopatrywać się można w warunkach dorastania. Sanok, powstały w wiekach średnich na pograniczu polsko — rusko — węgierskim, ukształtowany w wieloetnicznej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, w odrodzonej II Rzeczypospolitej zamieszkiwało kilka narodów różnych wyznań: Polacy konfesji rzymsko — katolickiej, Rusini unici i prawosławni, Żydzi wyznania mojżeszowego oraz niewielka grupa Niemców katolików i ewangelików. Znaczenie tej inspiracji dobrze ukazują skreślone u schyłku życia reminiscencje lat młodości. Wspominając pod koniec życia Sanok ksiądz Prałat postawił obok siebie następujące twierdzenia: „Sanok jako środowisko był wielonarodowy — Polacy, Rusini, Żydzi i po trosze inni” oraz „środowisko Sanoka, patriotyczne, dogłębnie polskie i Boże — religijne, było dla mnie wielkim skarbem, który ubogacał moją osobowość.”[33] Były to zdania tylko pozornie niespójne, w istocie świetnie oddawały podejście księdza Prałata do zagadnień tolerancji, ekumenizmu oraz dialogu między religiami i między narodami, czyli postawę doskonale łączącą moralny pryncypializm oparty na katolickim fundamencie i miłość wszystkich bliźnich. Przy tym dążenie do pojednania z bliźnimi różniącymi się wiarą, narodowością, rasą lub doświadczeniem historycznym nie były dla księdza Prałata przydatkiem do chrześcijańskiego Credo, a wartością stricte chrześcijańską i zobowiązaniem płynącym wprost z przynależności do Kościoła Katolickiego — jego pryncypium. Ekumenizm i otwartość nie były w intelektualnej refleksji i postępowaniu Zdzisława Peszkowskiego sprzeczne z trwaniem przy wartościach, ale wręcz stanowiły część pryncypialnie katolickiego światopoglądu kapłana i patrioty.
Podkreślić należy, że było to podejście współbrzmiące z drogą życiową i nauczaniem jego wielkiego rodaka — Jana Pawła II.
Inspirując się myślą Papieża z Polski, można przez konkret — za pomocą kolejnego obrazu z lat młodości — oddać głoszoną przez polskiego Prałata ideę tolerancji i pojednania. Zdzisław Peszkowski wspominał: „Specjalny koloryt miastu nadawały świątynie — Fara Sanocka pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego, kościół Podwyższenia Krzyża Świętego z klasztorem oo. Franciszkanów, kościół św. Józefa w dzielnicy robotniczej Posada Olchowska, cerkiew greckokatolicka, synagoga i kilka domów modlitwy wyznania mojżeszowego.”[34] Wygnaniec z utraconego kraju dzieciństwa w myślach nawiedzał świątynie wszystkich wyznań, ale zawsze najdroższe, poruszające najgłębsze struny duchowości, było dla niego wspomnienie kościoła rzymsko – katolickiego pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego, świątyni jego Kościoła, w jego Ojczyźnie. Wspomnienie „ciemnicy” Wielkanocnych Grobów Pańskich w sanockiej Farze pomogło młodemu podchorążemu przetrwać trudny okres życia, ciemne miesiące uwięzienia zimą 1939/1940 r. przez Bogoburczy reżim w Kozielsku.[35]
POWRÓT DO OJCZYZNY
W 1988 r. blisko pól wieku od tych wydarzeń po raz pierwszy stanął w Katyniu nad ciałami pomordowanych współtowarzyszy niewoli z Kozielska. W zmieniającej się, znaczonej postępującym kryzysem komunizmu, sytuacji politycznej rozpoczął misję, której bez reszty poświęcił ostatnie lata życia — walkę o ostateczne wyjaśnienie i upamiętnienie ich tragicznego losu.[36]
W związku z rozpadem systemu komunistycznego nad Wisłą, w 1990 r. Ksiądz Prałat Zdzisław Jastrzębiec — Peszkowski, w wieku 71 lat, powrócił na stałe do Polski i podjął intensywne działania na rzecz upamiętnienia zbrodni katyńskiej oraz zintegrowania wokół tej sprawy środowisk w kraju i za jego granicami. W 1990 r., pół wieku po zbrodni i tuż po przyznaniu przez TASS odpowiedzialności NKWD za mord, ponownie stanął w Lesie Katyńskim. Rok później był tam znowu. W roku 1991 r., jako wolontariusz, wziął udział w ekshumacji ciał pomordowanych jeńców ze Starobielska w Charkowie oraz jeńców z Ostaszkowa w Miednoje.[37] Z ekshumacji pochodzą poruszające zdjęcia księdza pochylającego się nad zwłokami kolegów i namaszczającego Ich czaszki, za czym kryła się i sakramentalna rzeczywistość, i głęboka symbolika.[38]
Przez całe lata 90., jako kapelan Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie, Harcmistrz i Naczelny Kapelan ZHP poza granicami Polski, krążąc nieustannie między krajem a środowiskami polonijnymi rozproszonymi po całym świecie, integrował pokolenia Polaków w imię Boga, Honoru i Ojczyzny. Podczas podróży do Rosji domagał się informacji o zbrodni, rzetelnego śledztwa i zarazem czynił znaki wybaczenia i pojednania. Walczył o prawdę, pamięć i sprawiedliwe osądzenie zbrodni dokonanych na Wschodzie. Jego przesłanie w sprawie katyńskiej, tkwiące w doświadczeniu indywidualnym, świadomości historycznej i refleksji ekumenicznej, zawsze dopełniał jego osobisty akt wybaczenia i wezwanie do pojednania pomiędzy ofiarami i winnymi.
GOLGOTA WSCHODU
Był założycielem i prezesem Fundacji „Golgota Wschodu”, która m.in. podjęła uwieńczone sukcesem starania o stworzenie cmentarzy wojskowych w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Dzięki staraniom ks. Zdzisława Peszkowskiego powstały liczne pomniki i miejsca pamięci ku czci Polaków zamordowanych w ZSRR. Uczestniczył w niezliczonej ilości służących upamiętnieniu ofiar Katynia inicjatyw: modlitw, sesji, wykładów, projekcji. Potrafił działać niekonwencjonalnie, gdy wystrzałem otwierał cykliczny Rajd Katyński; z jego inicjatywy rok 1995 ogłoszono Rokiem Katyńskim, podobną inicjatywę podjął w roku 2005. Charyzmatyczna osobowość kapłana, uwypuklona pochyloną już wiekiem sylwetką i okrytą siwizną głową, głęboko utkwiła w pamięci ludzi, którzy stykali się z nim w tym okresie.
Ks. Prałat Zdzisław Jastrzębiec — Peszkowski był autorem wspomnień: „Z grodu nad krętym Sanem ruszył w szeroki świat”, „Wspomnienia jeńca z Kozielska”; książek: „Pamięć Golgoty Wschodu”, „Ojcze Święty – powiedziałeś nam...”; „…i ujrzałem doły śmierci. Charków. Miednoje. Katyń” oraz kilkuset innych opracowań, rozpraw, broszur i artykułów poświęconych teologii, filozofii, historii Polski, polskiej literaturze, sprawom moralnym i narodowym.
W styczniu 2006 r. Sejm RP przez aklamację poparł kandydaturę Księdza Prałata Zdzisława Jastrzębiec — Peszkowskiego do pokojowej Nagrody Nobla. Został także uhonorowany szeregiem odznaczeń i tytułów. W 2007 r. otrzymał Medal Komisji Edukacji Narodowej, a pośmiertnie Złoty Medal Zasługi dla Policji. Był obywatelem honorowym miast: Grudziądza, Krakowa, Warszawy, Wrocławia, Białegostoku, Piotrkowa Trybunalskiego, Piastowa, Połczyna Zdroju, a przede wszystkim rodzinnego Sanoka; także Honorowym Obywatelem Województwa Opolskiego. Uhonorowany został tytułem Doktora honoris causa Papieskiego Wydziału Teologicznego Bobolanum w Warszawie oraz Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie w Londynie.
Zdzisław Peszkowski zmarł w Aninie 8 października 2007 r. 16 października t. r. został pochowany w krypcie Świątyni Opatrzności Bożej na warszawskim Wilanowie.
Pozostały po nim niezatarte ślady dobra w wielu ludzkich życiorysach i przesłanie w sprawie Katynia: „Cóż mam więcej powiedzieć, ja, więzień Kozielska, niosąc pamięć i ból o was wszyscy moi zamordowani Bracia? W imię Boga – przebaczam! Jako świadek proszę tylko o prawdę, pamięć i sprawiedliwość!”[39]
dr Witold Wasilewski
PRZYPISY
[1] Zdzisław Peszkowski przyjął do nazwiska odherbowy przydomek „Jastrzębiec”.
[2] Z. Peszkowski, Z grodu nad krętym Sanemruszył w szeroki świat, Sanok 2004, 24 – 25.
[3] Ibidem, s. 35 i 42.
[4] Z. Peszkowski, Z grodu nad krętym Sanemruszył w szeroki świat, Sanok 2004, s. 11.
[5] Ibidem, s. 53.
[6] Ibidem, s. 52.
[7] Z. Peszkowski, Wspomnienia Jeńca z Kozielska, Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej 1989, s. 7.
[8] Ibidem. s. 9 – 11.
[9] Z. Peszkowski, …i ujrzałem doły śmierci. Charków. Miednoje. Katyń, b. m., b. d., s. 9.
[10] Z. Peszkowski, Wspomnienia Jeńca…, s. 55 – 56.
[11] Ibidem, s. 58 – 61.
[12] Ibidem, s. 64 – 65.
[13] A. Romaniak, Wprowadzenie [w:] Z. Peszkowski, Z grodu nad…, s. 6.
[14] Ibidem, s. 7.
[15] Por. Ks. Zdzisław J. Peszkowski, Sienkiewicz w Ameryce, Warszawa 2006.
[16] Już w latach 60. ks. Z. Peszkowski opublikował w Orchard Lake bodaj pierwszą biografię Kardynała.
[17] Archiwum IPN 0192/622, teczka z akt operacyjnych MSW 23245/II: Zdzisław Peszkowski; właściwe akta sprawy, ograniczone datami 10 XII 1954 – 18 IV 1956, s. 3 – 49; dalej dokumenty załączone do sprawy.
[18] Początkowo za walkę z Kościołem Katolickim odpowiadał Departament XI, następnie Departament VI.
[19] AIPN BU 01208/2026, mikrofilm teczki: materiały operacyjne dot. Ks. Peszkowskiego Zdzisława s . Zygmunta ur. 23.08. 1918 i Jerzego Krzysztonia syna Zygmunta [we wszystkich dokumentach Franciszka] ur. 23.06. 1931 (opis archiwalny), s. 10 i in. Mikrofilm powiela głównie materiały z teczki AIPN 0192/622.
[20] Genezy zainteresowania bezpieki Z. Peszkowskim, upatrywać można w raporcie tajnego współpracownika o pseudonimie „Wenus” z 23 III 1951 r. w którym ta wspomniała o działaczu harcerskim Peszkowskim. „Wenus” była podstępnie złamaną przez UB młodą „klerykalną” działaczką. Vide: AIPN 0192/622, s. 52 – 54.
[21] Ibidem, s. 5 – 11.
[22] AIPN BU 01208/2026, s. 45.
[23] AIPN BU 01208/2026, s. 5, 32, 50 – 51, 66 i in. Zwróćmy uwagę, że korespondenci ci nie bali się — pomimo głębokiej nocy stalinizmu — wymieniać listów z USA lub wysyłać tam książek.
[24] AIPN 0192/622, s. 47 – 49. Wydział V Departamentu III zaproponował przekazanie akt sprawy Zdzisława Peszkowskiego do Departamentu VI, czyli odpowiedzialnego za walkę z Kościołem lub wręcz do archiwum. Na podstawie końcowego odręcznego wpisu można wnioskować o przekazaniu akt sprawy do Wydziału I Departamentu X, odpowiadającego za ewidencję (archiwum) KdsBP.
[25] AIPN BU 01208/2026, s. 6.
[26] Ibidem, s. 86.
[27] AIPN BU 1218/31729, Akta osobowe cudzoziemca. Peszkowski Zdzisław, ur. 28.08.1918, obywatel USA [paszportowo-wizowe], wskazują jako datę pierwszej wizyty 1958 r., ale jako, iż jego pierwsze starania wizowe (jeszcze nie jako obywatela USA) są w aktach zrelacjonowane w kontekście następnych podań, mogła zostać pominięta wcześniejsza o rok wizyta, sygnalizowana autorowi niniejszego szkicu w relacji ustnej.
[28] AIPN BU 1218/31729, k. 35 (s. 58). Doniesienie o treści rozmowy z ks. Z. Peszkowskim po pogrzebie w parafii Strachocina w dniu 28 czerwca 1969 r. złożył kilka dni później T/W "Czarny".
[29] Ibidem, k. 51-52 (s. 76-77).
[30] Z. Peszkowski, Z grodu nad…, s. 17. Taki przebieg zdarzeń potwierdzają sygnalizowane wyżej, wytworzone przez MSW, Akta osobowe cudzoziemca, czyli teczka dokumentów związanych ze staraniami wizowymi.
[31]AIPN 12/31729, k. 99 (s. 132-133). Departament I powtórzył informację 7 II 1968, k. 69 (s. 95-96) oraz 5 IV 1969, k. 44 (s. 67-68), w obu wypadkach dla Wydziału III Zarzadu Kontroli Ruchu Granicznego. Departament I odpowiadał za wywiad od 12 marca 1955 r., wcześniej wywiad prowadził Departament VII.
[32] Ibidem, k. 2 (s. 5-6), Odpowiedź Departamentu I MSW dla Biura Paszportów MSW z 28 XII 1978 r.
[33] Z. Peszkowski, Z grodu nad…, s. 23 – 24.
[34] Ibidem, s. 24.
[35] Ibidem, s. 25.
[36] Z. Peszkowski, …i ujrzałem doły śmierci. Charków. Miednoje. Katyń, b. m., b. d., s. 9.
[37] Ibidem, s. 11 i nn. oraz 49 i nn.
[38] Ibidem, s. 10.
[39]Apel Jeńca z Kozielska Ks. Prałata Zdzisława Peszkowskiego: 1940 Rok Katyński 2005, b. m., s. 5.